wtorek, 10 stycznia 2012

Zła matka

Bardzo mnie poruszyły słowa Ayelet Waldman, autorki książki „Zła matka”: „Kiedy odkryłam, jak bardzo zadręczam się tym, jak być równocześnie zaangażowana i w macierzyństwo, i w robienie kariery - wiedziałam, że muszę wybrać. Nie rozumiałam wtedy, że życie jest na tyle długie, że mogę pobyć domową matką, a potem mogę znów być pracującą. Odchodząc z biura obrońcy z urzędu, byłam przekonana, że granice mojego świata ostatecznie zawęziły się do granic mojego domu. To był początek depresji, która zaowocowała potrzebą opisania doświadczenia macierzyństwa.”*

A ja się boję do tego tak podejść, że przecież mogę pobyć mamą w domu, a później i tak wrócić do pracy. Też mi się wydaje, że muszę wybrać i wybieram. Ale żaden wybór nie jest do końca dobry.

Po urodzeniu pierwszego dziecka i powrocie do pracy po sześciu miesiącach pobytu w domu, po kilku tygodniach euforii, że się dało, że mam dziecko i pracuję, zwątpiłam. Nagle zaczęłam mieć poważne wątpliwości, czy nie powinnam być z synkiem, zamiast tracić czas i energię na wszelkie inne życiowe sprawy, z pracą włącznie. Tak bardzo tęskniłam i rozpaczałam, że go krzywdzę, opuszczając na wiele godzin dziennie, że tylko argument, iż inaczej się nie da ze względów „ekonomicznych”, był w stanie mnie przekonać do wyjścia rano do pracy. Szukając kolejnych niań (co stanowi temat sam w sobie, o którym później), wielokrotnie byłam o mały krok od rzucenia posady w cholerę w najgorszym, a od pójścia na urlop wychowawczy najlepszym wypadku. I tak jakoś zamartwiając się bezustannie, dobrnęłam do kolejnej ciąży i długiego pobytu w domu, najpierw na zwolnieniu, później na drugim urlopie macierzyńskim. Kiedy po długich miesiącach znów wracałam do pracy, zostawiając sześciomiesięczne niemowlę w domu, a trzylatka wysyłając do przedszkola, z zaskoczeniem odkryłam, że tego chcę i potrzebuję znacznie bardziej od całego bólu rozstania i zupełnie pomimo autentycznej potrzeby materialnej…

W momencie, kiedy „granice mojego świata” po raz kolejny „zawęziły się do granic mojego domu”, a nie byłam już tak zaaferowana opieką nad niemowlęciem, jak za pierwszym razem, zastanawiając się nad tym wciąż i wciąż od nowa doszłam do wniosku, że nie mogłabym podjąć decyzji o pozostaniu w tym stanie rzeczy przez parę kolejnych lat. Bałabym się. Bałabym się, że utknę, że „stanie się” kiedyś z powrotem matką pracującą wcale nie jest takie oczywiste.

Chcę wychodzić codziennie do pracy, jednocześnie mam ogromne wyrzuty sumienia, że chcę, a kiedy już wyjdę, to tęsknię i martwię się o dzieci bez przerwy. A tak w ogóle to muszę wyjść, bo i tak na co innego nas nie stać.  To wszystko jest naprawdę skomplikowane i dokładnie z tego skomplikowania wzięła się potrzeba opisania m o j e g o doświadczenia macierzyństwa. A Twoje, kochana H., oczekiwanie na dziecko, nadało temu pisaniu ewentualnie dodatkowy sens…

*http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,10173372,Zagonimy_was_batem_do_domu.html?as=2&startsz=x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz